Przed wyprawą na horkruksy

Udostępnij ten wpis

Znowu wrzesień …który to już z kolei? Ale ten zaczął się dla nas miłym akcentem, bo już w drugim tygodniu wyjechaliśmy na trzydniową wycieczkę na Wybrzeże.

Wycieczka nie była jedną z wielu. Tym razem pokonaliśmy najdłuższą jak do tej pory trasę czyli w sumie około 1100 km (licząc od Solca do Mikoszewa- miejsca noclegu). Biorąc pod uwagę odległość oraz fakt, że zwiedzaliśmy miasta i muzea (bilety wstępu kosztują) okazała się ona najdroższym z dotychczasowych wspólnych wyjazdów.

Plan dnia pierwszego obejmował podróż i zwiedzanie zamku krzyżackiego w Malborku. Ta olbrzymia budowla, która niegdyś była siedzibą wielkich mistrzów krzyżackich i stolicą państwa zakonnego, zrobiła na nas duże wrażenie. Wędrując po kolejnych częściach zespołu zamkowego, a więc Zamku Niskim, Średnim i Wysokim, z ciekawością słuchaliśmy wyjaśnień przewodniczki dotyczących historii zamku, warunków życia jego mieszkańców oraz różnego rodzaju ciekawostek. Z Malborka przejechaliśmy do Mikoszewa, gdzie czekał nas gorący posiłek i nocleg (dla niektórych zbyt krótki) w przytulnym pensjonacie.

Drugiego dnia wyruszyliśmy na zwiedzanie Gdańska. To miasto o ponadtysiącletniej historii oferuje turystom bardzo wiele. My pod opieką przewodnika zaczęliśmy naszą wędrówkę po Gdańsku od Bramy Wyżynnej, następnie przeszliśmy tzw. Traktem Królewskim (tą drogą niegdyś wjeżdżali do miasta polscy królowie) oglądając po drodze Ratusz, Dwór Artusa, Fontannę Neptuna, dochodząc do Zielonej Bramy. Dalej kontynuowaliśmy spacer Długim Pobrzeżem, ciągnącym się wzdłuż brzegu Motławy, aż do Żurawia, czyli gotyckiej budowli w formie bramy obronnej, służącej do przeładunku towarów.

Nieco więcej czasu poświęciliśmy Bazylice Mariackiej oglądając zgromadzone w niej dzieła sztuki m.in. obraz autorstwa H. Memlinga „ Sąd Ostateczny” z bardzo ciekawą historią, dotyczącą jego pozyskania przez Gdańsk. Nasza przewodniczka tak ułożyła harmonogram zwiedzania, że byliśmy również świadkami pokazu zegara astronomicznego. Zegar jest jednym z najcenniejszych tego typu zabytków w Europie. W trakcie pokazu z zegara wyłoniły się figurki przedstawiające m.in. apostołów, ewangelistów, a także śmierć.

A na koniec czekała nas ekstra atrakcja- rejs statkiem pirackim na Westerplatte 🙂 Statek co prawda był tylko stylizowany na piracki, ale my – tak na wszelki wypadek – aby zjednać sobie załogę – zaśpiewaliśmy w trakcie rejsu kilka piosenek. Chyba się podobało, bo dołączyli do nas inni pasażerowie, nawet obcokrajowcy 🙂  A Westerplatte przywitało nas pogarszającą się pogodą. Trochę już przemoczeni obejrzeliśmy to miejsce znane nam z lekcji historii, miejsce bohaterskiej obrony polskiej placówki wojskowej na początku II wojny światowej.

Trzeciego dnia deszcz nie odpuszczał, ale na szczęście w planie mieliśmy zwiedzanie Okrętu – Muzeum ORP „ Błyskawica”(w większości w pomieszczeniach). To wyjątkowy zabytek – najstarszy zachowany niszczyciel z okresu II wojny światowej i jedyny bojowy okręt aliancki, który brał udział w operacjach morskich przez cały okres wojny. Podczas zwiedzania obejrzeliśmy wyposażenie okrętu, pomieszczenia m.in. kotłowni i maszynowni, a pan przewodnik zapoznał nas z historią okrętu. Ze względu na pogarszającą się pogodę zrezygnowaliśmy ze zwiedzania Muzeum Marynarki Wojennej (następnym razem 🙂 ) i z lekkim niedosytem wyruszyliśmy w podróż powrotną do domu. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze jedno miejsce, ale nie zdradzę jakie. Można to będzie odgadnąć słuchając piosenek zaśpiewanych przez nas właśnie tam.

Tradycyjnie zapytam – czy było warto? Zdecydowanie 🙂 Może nawet nie dla atrakcyjnych zabytków, muzeów, pięknych widoków, a przede wszystkim dla przełamania kolejnej granicy, dla udowodnienia, że jeżeli się chce to można. Można pojechać daleko od domu, zrezygnować z domowych pieleszy, śniadanka zrobionego przez mamę , nie przespać części nocy, nadwątlić nieco siły fizyczne, wydać swoje oszczędności. A to wszystko po to, by zrealizować ambitne cele. Odwiedzać miejsca wartościowe, ważne dla polskiej historii i kultury, związane z ważnymi wydarzeniami. Budować i zacieśniać więzi z grupą. A wreszcie żyć i doświadczać, na własnej skórze i własnymi zmysłami, nie przez przeglądarkę internetową.

Taka była nasza wycieczka. Cóż z tego, że pogoda trochę nie dopisała? (po raz pierwszy na wspólnych wyjazdach). Dopisali uczestnicy tworząc wyjątkową atmosferę, wspólnie bawiąc się i śpiewając, godnie reprezentując naszą szkołę swoim zachowaniem. Dla mnie to szczególnie ważne, bo motywuje mnie do pracy z Klubem Turystycznym „ Błędny Rycerz” i organizowania kolejnych wyjazdów 🙂 Co prawda na pewien czas plany wyjazdowe muszę odłożyć, gdyż czeka mnie trochę inne wyzwanie, a mianowicie polowanie na horkruksy. Nie będzie to łatwe i zajmie mi pewnie około roku. Mam jednak nadzieję (a ta wycieczka mocno ją pogłębiła) , że kiedy wrócę spotkam się znowu z grupą młodzieży z Klubu (pewnie w nieco innym składzie) i razem będziemy planowali i realizowali kolejne wyprawy 🙂

 

Z  turystycznym pozdrowieniem! opiekun Klubu Turystycznego  „ Błędny Rycerz” Andrzej Kańkowski

Ps. Oprócz tego trochę przydługiego tekstu wycieczkę upamiętniają pocztówki muzyczne, które będą zamieszczone wkrótce. Warte podkreślenia jest to, że śpiewają je wszyscy uczestnicy wycieczki, czyli chłopcy też 🙂 Miłego odbioru 🙂
Skip to content